17.01.2023
Bimbo, RCA
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Początek Nowego Roku, zgodnie z przewidywaniami rozpoczęliśmy w braterskim gronie. Sylwestra spędziliśmy wraz z siostrami na adoracji, wspólnym posiłku i rekreacji. W swoim stylu, do północy nie dotrwałem. Ale ponoć strzelali sporo. Nie tylko fajerwerki ale i bronią palną na wiwat. Takie tradycje…. Pierwszego stycznia na obiad dotarli do nas bracia z Boali i Boyali. Zostali z nami kilka dni. Później dołączył do nas biskup, Zbigniew Kusy, który docelowo przyjechał na zebranie biskupów, ale wykorzystał okazję i zakosztował nieco braterskiej wspólnoty franciszkańskiej, której tam, w jego diecezji, z pewnością mu brakuje. Pozostał z nami do dnia dzisiejszego. W ostatnim tygodniu odbywało się zebranie biskupów – cała dziewiątka obradowała w naszym sąsiedztwie. Byli obecni także wikariusze generalni, z których jeden nocował u nas w domu. Natomiast ostatnie dni pobytu ojca Zbigniewa pośród nas, wykorzystuje on na drobne zakupy i przygotowania do dalszej pracy duszpasterskiej (czytaj: raporty i projekty przedstawiane to tu, to tam w celu pozyskania środków finansowych na różnego rodzaju dzieła diecezji). Jako ekonom nieco w tym uczestniczę pomagając przy transakcjach bankowych oraz przechowując pieniądze i wydając je wedle ustaleń, gdy sam biskup przebywa u siebie w diecezji. Zarządzanie diecezją nie jest gratką, a tutaj w Afryce, kwestie finansowe są wielkim wyzwaniem. Biskup musi utrzymać całą diecezje z pieniędzy których szuka u dobroczyńców, bo diecezja sama z siebie nie jest w stanie utrzymać i prowadzić dzieła pracy duszpasterskiej. Trzeba zadbać o wyżywanie wszystkich księży, bo parafie nie są w stanie ich utrzymać, należy opłacić naukę i utrzymanie seminarzystów, w miarę możliwości biskup stara się też zadbać o drobne reparacje w parafiach oraz o budowę kaplic tam gdzie to konieczne. Nie wspominając o formacji ciągłej kapłanów, katechistów i wiernych. A poza tym pozostają kwestie transportu oraz inne problemy, które tylko się nawarstwiają. Trudno pozostać „duchownym” parając się tyloma materialnymi kwestiami… A mimo to nasz brat pozostaje wciąż żywym świadkiem „bycia posłanym, by głosić Słowo Boże”. Lata doświadczenia misyjnego pięknie go ukształtowały!Przez kilka dni gościliśmy też siostrę klaryskę z Bouar, Włoszkę, która przyjechała do stolicy, by wyruszyć do Italii na urlop, przyśpieszony problemami zdrowotnymi. Siostra Chiara Stefania spędziła w RCA już ponad 30 lat, żyjąc w klauzurze! Przez te kilka dni podzieliła się z nami doświadczeniem i duchowością swojej misji. Końcówka 2022 roku i początek nowego to czas rozliczeń i podsumowań. Z pewnością nie brakuje tych duchowych, ale z racji na moją funkcję, dominują raczej te finansowe. Myślę, że to piękna okazja, by Wam podziękować za każdy dar materialny, który pomaga utrzymać naszą misję (nasze wspólnoty) oraz realizować dzieła, do których zaprasza nas Boża Opatrzność. Życie w RCA jest coraz droższe. Ceny produktów spożywczych windują w górę, wciąż borykamy się z brakiem paliwa a i choroby nas nie omijają. Opieka zdrowotna jest w pełni płatna, zatem każda wizyta, badanie i leki to dodatkowe wydatki. W kwestii paliwa, ostatnio, po kilku miesiącach negocjacji, rząd porozumiał się z koncernem TOTAL w kwestii dystrybucji. Powoli wraca ono na rynek ale ustalono nowe ceny wydając oficjalny komunikat. I tak benzyna i ropa są prawie raz tyle droższe. Aktualnie za litr ropy płacimy 10zł. Sytuacja jest o tyle dziwna, że w sąsiednich krajach cena nie uległa zmianie i np. w Kamerunie można kupić litr za ok 4-5zł. Także inne produkty, zwłaszcza spożywcze, są tańsze za zachodnią granicą. Stąd to korzystamy z różnych okazji i prosimy by bracia z Bouar (księża Tarnowscy i siostry pasterzanki) robili nam zakupy w Kamerunie. W ten sposób nieco oszczędzamy. Ale i tak ciężko związać koniec z końcem. W ramach szukania innych oszczędności uprawiamy własny ogród, ale w tym roku, warzywa nie wyrosły zbyt bujnie. Zdaje się, że ziemia była już dość jałowa i stąd słabe efekty. Przychodzą nam tu z pomocą bracia kapucyni, sąsiedzi. Bracia nowicjusze, w liczbie ok 15, prowadzą tam duży ogród i co jakiś czas dzielą się z nami warzywami. My próbujemy się odwdzięczyć dzieląc się darami otrzymanymi podczas posług duszpasterskich na wioskach, do których okazyjnie jeździmy. W ostatnich tygodniach udało nam się znaleźć przynajmniej tymczasowe rozwianie dla naszego towarzysza, Benjamina. To mężczyzna w średnim wieku, który swego czasu wpadł w ręce rebeliantów, którzy związali mu ręce i je spalili… do tego stopnia iż trzeba je było amputować. Benjamin dotarł do nas, i wówczas br. Raymond podjął się pomocy. Zagwarantował mu pierwszą opiekę i ostatecznie Benjamin zamieszkał w domu gdzie przed laty mieszkali nasi bracia, gby zainstalowali się w stolicy. W tym domu mieszkało także kilku pracowników brata Raymond (firmy budowlano – stolarskiej). Benjamin spędzał dnie u nas, jako portier, a nocował we wspomnianym domku. Nie było to jednak rozwiązanie długofalowe. Rodzina nie chciała go przyjąć do siebie. Żona go opuściła. Miał przyjechać do niego jego najstarszy syn by się nim zaopiekować, ale nie dotarł do Bangui. Posłano natomiast młodszego, 10-letniego syna. Ten zająć tatą się nie mógł. To on sam wymagał opieki… Posłaliśmy go do szkoły, zaopiekowaliśmy się nimi w pierwszych miesiącach. Szukaliśmy jednak wciąż jakiegoś rozwiązania. Końcem roku znaleźliśmy kompromis. Benjamin zgodził się zamieszkać w domu opieki prowadzonym przez siostry Misjonarki Miłości (od Matki Teresy z Kalkuty) a jego syn, Terence, zamieszkał nieopodal, w sierocińcu, wraz z innymi dziećmi. Kontynuował naukę w pobliskiej szkole. Początkowo zdawało się, że rozwiązanie przyniosło pokój, ale w ostatnich dniach Benjamin nieco się buntował. Zdaje się, że pragnie zabrać syna i wrócić do swojej wioski, ok 300km od Bangui. Uważamy, że nie jest to dobre rozwiązanie, bo tam ani syn do szkoły nie pójdzie, ani ojciec opieki nie znajdzie. Póki co każdy z nich ma zapewniony pewien standard życia (regularne posiłki, czyste ubrania, dach nad głową, towarzystwo) ale jednak wiąże się z tym rozłąka oraz pewne ograniczenia co do swobodnego poruszania się po mieście (Benjamin nie może wychodzić tak po prostu poza ośrodek). Trudno znaleźć lepsze rozwiązanie. Benjamin bez ramion nie jest w stanie się umyć, samemu zjeść, a co dopiero zadbać o syna. Nie ma też nikogo kto mógłby na stałe z nim zamieszkać. Czy wracając do swojej wioski, znajdzie opiekę? Bardzo optymistyczna opcja… Zobaczymy co przyniosą kolejne tygodnie. Ja zaś wyglądam kolejnych tygodni, bo zdaje się, że wraz z połową lutego do Bangui zjedzie Hieronim. Czekam tej wizyty z niecierpliwością.
Niech Pan Wam błogosławi +